(...) „Indian Garnet”. Spodziewałam sięczegoś głębokiego, przemyślanego. Wizji, wrażenia, lub zwykłego skojarzenia. Początek był dla mnie drażniący – nieokrzesana świeżość mandarynki i pomarańczy skrzyżowana z szafranem . Bardzo „koloński”, pospolity. Po kilku minutach wyparowało wszystko, co można było posądzić o charakter, a na skórze pojawiły się bardzo zmęczone, znudzone (...)