(...) sandałowca… Uspokoiłem się… Santal Blanc przestał mi się jawić jako „Rosemary Child„… teraz to raczej kwiatowo rozmarynowy sandałowiec o umiarkowanym, dość liniowym przebiegu… sandałowe drzazgi przestały ranić przesuwane po jego powierzchni palce… stał się niemal gładki i ciepły … niemal, bo pewną szorstkość można jeszcze w nim wyczuć … szczerze powiedziawszy, kompozycja Santal Blanc nie powaliła mnie jak wcześniej poznane Lutensy, ale egzorcyzmy w wykonaniu księdza Natanka nie będą konieczne (...)